Strony

czwartek, 29 listopada 2012

Niemal gotowa!

Jeszcze kilka drobiazgów i startuję! Wszystkich, którzy chcą mnie uroczyście pożegnać zapraszam z transparentem ;p w niedzielny wieczór na metro Wilanowska. Stamtąd jadę do Berlina a dalej do Malagi.
Co wzięłam? Wzięłam wielki czerwony napis "FAK" żeby go pokazać pasożytowi! W końcu: "jadę na Zwrotnik Raka żeby mu pokazać Faka!" Wzięłam sukienkę Magdy. Zamierzam wjechać w niej do Casablanki! Niech wszyscy widzą, że "człowieka można zniszczyć ale NIE POKONAĆ!". Magda tam będzie ze mną. W moim <3. Pomiędzy śpiworem a metalowym kubkiem upycham bomby wściekłości, żalu i buntu przeciwko tej chorobie. Będę myśleć o tych wszystkich moich bliskich, którzy zmagają się z nowotworem. O tych cudownych dziewczynach, które odeszły w ostatnim czasie, choć tak bardzo chciałyby żyć. I o tych, którzy walczą. Wiem, że raka można zwyciężyć! Nie wiem jak. Ale wiem że można! Dlatego jadę. Buziule.

wtorek, 27 listopada 2012

Granice.

Najbardziej lubię jeździć wiosną. Kiedy rozmarzająca ziemia zaczyna pachnieć tak nieziemsko ;) I gdy jest ciepło!
Bardzo się cieszę, że jadę z Malagi do Casablanki! Że akurat tam! Mam wielką nadzieję złapać jeszcze trochę tegorocznego słońca! Poza tym te granice... Lubię do życia podchodzić metaforycznie, a TE granice (4-ry za jednym zamachem) to jakaś taka gigantyczna metafora! Gibraltar- granica Państw (Hiszpanii i Maroka), granica kontynentów (Europy i Afryki), granica mórz i oceanów (Śródziemnego i Atlantyku) i najtrudniejsza do przekroczenia -granica możliwości (pomiędzy mocą a niemocą własną).

Bo kiedy usłyszałam o projekcie, to najpierw pomyślałam, że jest nie dla mnie. No bo gdzież tam, Jaaa..? Na podróżników patrzyłam zawsze z wielkim szacunkiem i podziwem, ale poprzeczka ich wytrwałości i determinacji, wydawała mi się nie do osiągnięcia. Ja jestem beksą i mięczakiem. Jestem babą w pełnym tego słowa znaczeniu. I ja mam jechać na ROLLING??? A potem pomyślałam, że przecież ja już raz w taką podróż musiałam wyruszyć, gdy usłyszałam diagnozę RAK. I raka przejechałam! Dawno! Na tyle dawno by zapomnieć jaki ze mnie HEROS! ;) A więc ruszam na Rolling! RAKU DRŻYJ! Kura domowa na szlaku! :)

Buziule!

poniedziałek, 26 listopada 2012

Ja & Magda Prokopowicz

Poznałyśmy się przez internet. Napisałam do Niej maila pod wpływem jakiejś chwili. Czytałam wcześniej jej historię w "Twoim Stylu" i płakałam. Wszystkie jej emocje były mi bliskie. Ona potem czytała moją historię i też płakała. Tak się poznałyśmy. Pierwsze spotkanie było u Niej w domu. Miała kręcone włosy do ramion i kule u rąk (złamana kość udowa z powodu przerzutów do kości). Mimo to biegała po betonowych stopniach schodów. Trwała właśnie sesja do "Boskich Matek". Miałyśmy takie same telefony i takie same melodyjki w telefonach. I ciągle któryś porzucony w kuchni dzwonił... :) Od pierwszej do ostatniej chwili naszej znajomości dostawałam od Magdy tylko dobre komunikaty. Worki dobrych słów... Ciężarówki dobrych gestów, śmiesznych mms-ów, głupkowatych maili. Setki próśb i tysiące podziękowań. Dziś jej słowa, skierowane kiedyś do mnie, nadal cieszą. Jeszcze słyszę w nich ton jej niskiego głosu.
Wspólne wigilie, urodziny dzieciaków, spotkania, zabawy i odreagowywania, umawiania w onkologii, sprawy fundacyjne i niefundacyjne... W głowie mam taki kolorowy kolaż "Madziowo-moich" zdarzeń. Ostatnie spotkanie też było u Niej w domu. Musiała jechać. Nie chciała. Wychodząc pomachała ręką: "To ja się nie żegnam..." Zadzwoniła jeszcze raz ze szpitala. Spytała znowu, czy nie chciałabym bardziej zaangażować się w Fundację. I prosiła bym namalowała na ścianach napisy. "ŁEB DO SŁOŃCA!, tak wiesz, kolorowo!" Gdy się rozłączyła, stałam na środku trawnika i beczałam.

niedziela, 25 listopada 2012

No trenuję, no! :)

Ja & rower.

Rower dla mnie nie jest tylko przedmiotem transportu. Jest ideą. Sposobem na poprawienie samopoczucia. Czucia świata, czucia siebie, czucia radości!
Pamiętam czas gdy było mi źle. Wsiadałam na rower, gnałam do lasu i wszystko wtedy stawało się prostsze. Nie wiem czy to leśne powietrze czy endorfiny to sprawiły, ale wiem, że rower to niezły sposób na chandrę.
Lubię zostawić duperele za sobą i gnać tak po prosu ile sił w nogach. Rower to wolność, to poczucie sprawstwa, to radocha po pachy, taka bez powodu. To wystarczy by sięgać po niego jak po używkę i dawkować w ilościach niedozwolonych ;) Buziule!

sobota, 24 listopada 2012

O projekcie, czyli Rolling od kuchni.

Kiedy Agnieszka z Elizą przyszły z projektem wyprawy do Fundacji, wszyscy od razu złapaliśmy "nakrętkę" na ten pomysł.
Był tak szalony i dziwny, że musiał się udać! Jechać rowerem na Zwrotnik Raka? Tak po prostu? Ubrać się, wsiąść na rower i jechać? Dobrze trafiły! :) Do Swoich jak to się mówi! Bo Fundacja Rak`n`Roll znana jest z tego, że robi rzeczy SZALONE, NIEMOŻLIWE, nieraz TRUDNE.
Kilka spotkań, ustaleń i tak powstał Rak`n`Rolling, idea walki z rakiem za pomocą wszelkiej aktywności fizycznej. Edycja pierwsza -NA ZWROTNIK RAKA (rowerem of course)! Potem zobaczymy, może polecimy latawcem na Księżyc? Nie ma na Nas mocnych! Ruszyliśmy dumnie i tłumnie 12 października spod zamku Ujazdowskiego w Warszawie.
I jedziemy tak już ponad miesiąc. Sztafeta zmienia się co kilka dni. Kumulujemy siły, wysyłamy z każdą nową ekipą nowe serca i nowe historie ludzi, którzy wygrali z rakiem. Aby pokazać, że rzeczy niemożliwe stają się MOŻLIWE! No bo stają się, prawda? :) Buziule!

piątek, 23 listopada 2012

Jadę do Casablanki!

Zosia powiedziała mi: "Monia! pisz bloga! koniecznie!" No to piszę :) Dla Zosi i dla innych, którzy mi kibicują! Nie wiem jeszcze co z tego pisania wyniknie. Ale wiem, że na pewno nie udaje się tym, którzy nie próbują. Buziule dla wszystkich!